Lubię patrzeć,
rozglądać się dookoła, obserwować ludzi, otoczenie... W
samolocie z Polski wszyscy bez wyjątku pasażerowie zajęci byli
swoimi sprawami, zamknięci w swoim świecie. Nigdy nie widziałem
dotąd takiej grupy ludzi, która by nie wymieniła się nawet
spojrzeniami podczas takiego przymusowego zamknięcia na 2 godziny w
ciasnej przestrzeni samolotu. Tutaj tak się zdarzyło! Większość
z tych pasażerów zagłębiła się przede wszystkim w czytanie
prasy, jak się zorientowałem po tytułach, głównie biznesowej,
giełdowej, kompletnie nie interesując się otoczeniem, nie
wspominając o towarzyszach podróży. Może to dziwne spostrzeżenia,
przecież nie oczekuję wymiany zdań i poglądów między obcymi
ludzi, ale wyjątkowo rzuciło mi się to w oczy przez te 2 godziny.
Wnioski, dlaczego tak się dzieje, pozostawiam Wam. W samolocie do
Kostaryki atmosfera była odmienna, ludzie chociaż wymieniali się
spojrzeniami, uśmiechali się do siebie, rzucali pojedynczymi
zwrotami... tam już było normalnie :)
Nie znam się na
lotnictwie, ale samolot wyraźnie tym razem kluczył nad Oceanem
Atlantyckim, co wyraźnie pokazywał gps od czasu do czasu
wyświetlany na monitorach. Najpierw poleciał wyraźnie w kierunku
Ameryki Północnej, po czym skręcił w lewo, w kierunku równika,
wykonał jeszcze jedno wielkie ominięcie, prawdopodobnie burzy,
huraganu lub innego złego dla samolotu zjawiska. Rzeczywiście, w
środku nocy gdzieś na horyzoncie niebo rozświetlało się
błyskawicami, a większą część lotu tkwiłem w pasach ze względu
na turbulencje i palący się komunikat nakazujący ich zapięcie.
Rzeczywiście, przypominało to często jazdę po naszych dziurawych
drogach. Na szczęście większość godzin przespałem względnie
wygodnie dzięki, jak przypuszczam, zwykłemu uśmiechnięciu się do
pani podczas odprawy. Dlaczego tak myślę? Przede mną miała
miejsce jakaś nerwowa sytuacja z rodziną z dziećmi, którzy, o ile
dobrze zrozumiałem, wykłócali się o określone, szczególne
miejsca w samolocie. Ja się nie wykłócałem o nic, jedynie
grzecznie uśmiechnąłem się do pani, podając rezerwację lotu i
paszport. W efekcie okazałem się jednym z kilku tylko szczęśliwców,
mających koło siebie wolne miejsce w samolocie! Rzecz bezcenna na
wielogodzinnej trasie! Możliwość wyciągnięcia nóg, ułożenia
się w skos... przespałem większość część lotu, nie zważając
na skoki samolotu, wiercących się dookoła ludzi. Moi
współtowarzysze podróży nie mieli tyle szczęścia i lekko
wygnieceni i wymięci patrzyli z zazdrością, jak z luzem przeciągam
się, szykując się do chemicznego śniadania, serwowanego na
pokładzie:).
--
Lądowanie w
Dominikanie... środek nocy, 9 godzin lotu, „urwane” 6 z czasu
światowego, bo kiedy w Polsce jest 8 rano, tutaj jest 2 w nocy.
Samolot zaczyna zwalniać, a na ekranach pokazuje się zarys wyspy.
Karaiby, szkoda że w ciemnościach:) Postój 2 godziny, wymiana załogi, dużo pasażerów wyszło, kilku doszło, i już startujemy w burzy rozświetlającej niebo do skoku 2 i pół godzinnego przez morze Karaibskie do Kostaryki.
Wreszcie bez większych przygód jest, moja Kostaryka:) Wylądowaliśmy o 4.30 rano miejscowego czasu. Mamy cały dzień przed sobą, najpierw trzeba zacząć od wynajęcia auta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz