czwartek, 25 października 2012


Lubię patrzeć, rozglądać się dookoła, obserwować ludzi, otoczenie... W samolocie z Polski wszyscy bez wyjątku pasażerowie zajęci byli swoimi sprawami, zamknięci w swoim świecie. Nigdy nie widziałem dotąd takiej grupy ludzi, która by nie wymieniła się nawet spojrzeniami podczas takiego przymusowego zamknięcia na 2 godziny w ciasnej przestrzeni samolotu. Tutaj tak się zdarzyło! Większość z tych pasażerów zagłębiła się przede wszystkim w czytanie prasy, jak się zorientowałem po tytułach, głównie biznesowej, giełdowej, kompletnie nie interesując się otoczeniem, nie wspominając o towarzyszach podróży. Może to dziwne spostrzeżenia, przecież nie oczekuję wymiany zdań i poglądów między obcymi ludzi, ale wyjątkowo rzuciło mi się to w oczy przez te 2 godziny. Wnioski, dlaczego tak się dzieje, pozostawiam Wam. W samolocie do Kostaryki atmosfera była odmienna, ludzie chociaż wymieniali się spojrzeniami, uśmiechali się do siebie, rzucali pojedynczymi zwrotami... tam już było normalnie :)
Nie znam się na lotnictwie, ale samolot wyraźnie tym razem kluczył nad Oceanem Atlantyckim, co wyraźnie pokazywał gps od czasu do czasu wyświetlany na monitorach. Najpierw poleciał wyraźnie w kierunku Ameryki Północnej, po czym skręcił w lewo, w kierunku równika, wykonał jeszcze jedno wielkie ominięcie, prawdopodobnie burzy, huraganu lub innego złego dla samolotu zjawiska. Rzeczywiście, w środku nocy gdzieś na horyzoncie niebo rozświetlało się błyskawicami, a większą część lotu tkwiłem w pasach ze względu na turbulencje i palący się komunikat nakazujący ich zapięcie. Rzeczywiście, przypominało to często jazdę po naszych dziurawych drogach. Na szczęście większość godzin przespałem względnie wygodnie dzięki, jak przypuszczam, zwykłemu uśmiechnięciu się do pani podczas odprawy. Dlaczego tak myślę? Przede mną miała miejsce jakaś nerwowa sytuacja z rodziną z dziećmi, którzy, o ile dobrze zrozumiałem, wykłócali się o określone, szczególne miejsca w samolocie. Ja się nie wykłócałem o nic, jedynie grzecznie uśmiechnąłem się do pani, podając rezerwację lotu i paszport. W efekcie okazałem się jednym z kilku tylko szczęśliwców, mających koło siebie wolne miejsce w samolocie! Rzecz bezcenna na wielogodzinnej trasie! Możliwość wyciągnięcia nóg, ułożenia się w skos... przespałem większość część lotu, nie zważając na skoki samolotu, wiercących się dookoła ludzi. Moi współtowarzysze podróży nie mieli tyle szczęścia i lekko wygnieceni i wymięci patrzyli z zazdrością, jak z luzem przeciągam się, szykując się do chemicznego śniadania, serwowanego na pokładzie:).

--

Lądowanie w Dominikanie... środek nocy, 9 godzin lotu, „urwane” 6 z czasu światowego, bo kiedy w Polsce jest 8 rano, tutaj jest 2 w nocy. Samolot zaczyna zwalniać, a na ekranach pokazuje się zarys wyspy. Karaiby, szkoda że w ciemnościach:) Postój 2 godziny, wymiana załogi, dużo pasażerów wyszło, kilku doszło, i już startujemy w burzy rozświetlającej niebo do skoku 2 i pół godzinnego przez morze Karaibskie do Kostaryki. 
Wreszcie bez większych przygód  jest, moja Kostaryka:) Wylądowaliśmy o 4.30 rano miejscowego czasu. Mamy cały dzień przed sobą, najpierw trzeba zacząć od wynajęcia auta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz